Treść i forma etykiety to elementy ściśle uregulowane prawnie, choć producent karmy ma w pewnych kwestiach możliwość wyboru: być otwartą księgą przed konsumentami czy raczej ukryć pewne niedogodności? Przed Państwem druga część serii „Jak czytać etykiety karm?”!
Jak czytać etykiety karm, aby nie dać się oszukać?
Każdy producent karmy chce przedstawić swój produkt w jak najlepszym świetle. Wszystkie ciemne strony danego artykułu pragnie w jakiś sposób ukryć, napisać drobniejszym drukiem, schować gdzieś z tyłu. Z kolei jasne perełki jego karmy są pięknie reklamowane, przystrajane modnymi słowami (naturalny, świeży, bez GMO), aż wydaje się, że etykiety do nas krzyczą (NEW!, Wypróbuj teraz!, 2kg GRATIS!). Znacie to?
Dzisiaj przedstawię Wam kilka sztuczek, których używają producenci, żeby trochę nam pomydlić oczy. Bez sensu przepłacać za dobrą reklamę i ładnego pieska na opakowaniu. Lepiej kupić produkt, który naprawdę przyniesie zdrowotne i żywieniowe korzyści naszemu zwierzakowi. Stąd tak ważne jest wiedzieć, jak czytać etykiety karm prawidłowo.
Skład karmy
Temat, który napomknęłam w części pierwszej serii „Jak czytać etykiety karm?”, a który koniecznie muszę rozwinąć. Właśnie między innymi w tej kwestii producent ma możliwość wyboru, o której wspomniałam w pierwszym zdaniu dzisiejszego wpisu.
Składniki wykorzystane do produkcji karmy mogą być podane swoimi nazwami (np. kurczak, jagnięcina, wątroba, płuca itp.) albo jako kategorie. Celem kategorii jest zobrazowanie klientowi skąd pochodzą surowce i jaki jest ogólny skład produktu. No właśnie – ogólny. Nie przepadam za wrzucaniem składników do jednego worka, bo zawsze te składniki się czymś różnią. Mięśnie piersiowe nie przypominają w niczym wątróbki, rośliny strączkowe potężnie się różnią od zbóż, a oleje zwierzęce mają inny skład niż roślinne.
A producent ma prawo kategoryzować. Jest mu to nawet bardzo na rękę, bo zapewnia to elastyczność w wyborze surowców do kategorii. Karma ma wtedy tzw. recepturę otwartą. Producent może sobie dobierać surowce najtańsze w danej kategorii. Najtańsze często również oznacza najgorsze. Ale przecież zachowuje deklarowane przeznaczenie i charakterystykę żywieniową, więc wszystko jest okej, prawda?
Przyjrzyjmy się najczęściej występującym kategoriom surowców.
Kategorie surowców
-
-
-
-
- Mięso i surowce pochodzenia zwierzęcego – wszystkie elementy zwierząt rzeźnych, świeże lub konserwowane w odpowiedni sposób, oraz wszystkie produkty i pochodne z przetwarzania tusz tych zwierząt – czyli wspomniana już wątróbka albo mięśnie piersiowe. No difference.
Do tej kategorii wlicza się również: krew, głowy, nogi, ogony, skrzepy krwi, pęcherze moczowe… MNIAM. - Uboczne produkty pochodzenia zwierzęcego (UPPZ) – (tekst pochodzi ze strony Głównego Inspektoratu Weterynaryjnego – klik) „to materiały pochodzenia zwierzęcego, które nie są przeznaczone do spożycia przez ludzi lub których ludzie nie spożywają. UPPZ obejmują między innymi:
- padłe zwierzęta gospodarskie (np. świnie, drób, bydło) i towarzyszące (np. psy, koty) !!!
- obornik pochodzący od zwierząt gospodarskich
- skóry, skórki, kopyta, rogi, szczecina, sierść, włosie pochodzenia zwierzęcego,
- trofea łowieckie
- żywność pochodzenia zwierzęcego po terminie ważności do spożycia lub posiadająca naruszone opakowanie
- odpady cateringowe pochodzące z placówek zbiorowego żywienia”
Dalsza część tekstu „Co można wytworzyć z ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego?
- mączki mięsno – kostne, mączki rybne, mączki z krwi, produkty z krwi, tłuszcze zwierzęce
- karmy dla zwierząt domowych i gryzaki dla psów„ !!!
Niedobrze mi się robi jak tylko to czytam… A nasze psy i koty muszą to jeść.
- Surowce pochodzenia roślinnego – czyli między innymi wcześniej wspomniane zboża i rośliny strączkowe. No difference.
- Ryby i produkty rybne – całe ryby lub ich części, świeże lub przetworzone oraz produkty przetwórstwa rybnego
- Oleje i tłuszcze – wszystkie = i zwierzęce i roślinne. Jeden wór.
- Mięso i surowce pochodzenia zwierzęcego – wszystkie elementy zwierząt rzeźnych, świeże lub konserwowane w odpowiedni sposób, oraz wszystkie produkty i pochodne z przetwarzania tusz tych zwierząt – czyli wspomniana już wątróbka albo mięśnie piersiowe. No difference.
-
-
-
I tak dalej, i tak dalej. Tych kategorii jest naprawdę dużo, ale moim celem nie jest przedstawienie ich wszystkich. Zwracam tylko uwagę, co może wchodzić w skład danej kategorii. Już wiesz czemu je omijam?
Wnioski
Właśnie dlatego tak doceniam producentów, którzy przedstawiają precyzyjny skład, nazywają rzeczy po imieniu i często podają dokładne (lub minimalne) ilości danego składnika w karmie.
Ponadto bardzo cenię producentów, którzy produkują swoje karmy tylko „z produktów przeznaczonych do spożycia przez ludzi” lub „o standardzie ludzkiej żywności”. Wtedy mam pewność, że w takiej karmie nie ma tych obrzydliwych śmieci, które zostały wymienione wyżej.
Uwaga na haczyk!
Niektóre produkty uboczne ze zwierząt są uznane za zdatne do spożycia przez ludzi (zgodnie z prawem wspólnotowym), ale nie przeznaczone do spożycia przez ludzi ze względów handlowych (tzw. produkty kategorii trzeciej)- czyli moglibyśmy je jeść, bo nie są niebezpieczne, ale ich nie jemy, bo to jakieś obrzydliwości.
Do takich produktów należą między innymi: była żywność, karma dla zwierząt domowych (która została uznana za niezdatną do spożycia, ale nie wykazuje cech zagrożenia), krew, łożysko, wełna, pióra, włosy, rogi, ścinki z kopyt i surowe mleko.
I na tą kwestię producenci karm mogą nas nabrać: etykieta przekonuje nas, że surowce użyte do produkcji są super, bo są „uznane za zdatne do spożycia przez ludzi„. Ale to jeszcze nie oznacza, że są to produkty, które chcielibyśmy jeść! I nasze zwierzaki też nie powinny. Dlatego szukajmy karm z napisem „przeznaczone do spożycia przez ludzi” lub „o standardzie ludzkiej żywności„.
Niewielka zmiana słów, a jaka różnica w znaczeniu.
Na co jeszcze zwrócić uwagę patrząc na skład karmy?
Jak już wspominałam, składniki uszeregowane są w kolejności malejącej. To oznacza, że te na pierwszym miejscu są w największej ilości. Ale w największej ilości PRZED PRODUKCJĄ! W czasie produkcji surowce tracą prawię całą zawartość wody, dlatego ostateczna zawartość poszczególnych składników (przede wszystkim mięsa) w końcowym produkcie różni się od tej podanej na opakowaniu.
Przykład:
W świeżym mięsie jest około 70% wody. W ziarnach zbóż około 12%. Tak więc z 1 kilograma mięsa po wysuszeniu zostanie około 300 g suchej masy. Z kolei z 1 kilograma zbóż pozostanie około 880 g.
Załóżmy, że patrzymy na karmę, której skład wygląda tak:
- 1 kilogram świeżego mięsa
- 05, kilograma pszenicy
- 0,5 kilograma ryżu
Prosta matematyka daje nam 2 kilogramy. Po przetworzeniu pozostanie nam z tego około 1,2 kilograma suchej masy, z czego mięso będzie stanowiło 300 gramów! Pszenica i ryż zdecydowanie prześcigną mięso w takim wypadku.
Ale producent napisze na etykiecie, że karma zawiera 50% świeżego mięsa. I nie będzie to błąd. Ma prawo tak napisać. A to, że tak naprawdę mięso stanowi 25%, a 75% zboża, to już inna bajka, dla bardziej wtajemniczonych.
Bądźcie bardziej wtajemniczeni!
Jak to obejść?
Często producenci prześcigają się w ilościach świeżego mięsa w swoich karmach. „U mnie 40%!”, „A u nas 50%!!”. Z przykładu wyżej widać, że ilość świeżego mięsa nie ma specjalnego znaczenia. Musimy sobie to w głowie przeliczać na rzeczywistą ilość, bo jak widać deklaracje marketingowe w niczym nam nie pomogą.
Jednak, jeżeli na opakowaniu znajdziemy informację, że w karmie jest 40% dehydratyzowanego mięsa, to tyle rzeczywiście mięsa tam będzie. W takim wypadku mięso zostało poddane procesowi usuwania wody przed produkcją. Nie trzeba już nic przeliczać, problem z głowy. I takie karmy polecam wybierać.
Podsumowanie – jak czytać etykiety karm?
Znowu wyszło tego sporo. Jednak są to informacje bardzo przydatne i chyba ciekawe, dlatego mam nadzieję, że było warto. Najważniejsza informacja – to jeszcze nie koniec. Jak już kiedyś napisałam: czytanie etykiet to trudna sztuka. Ale jeśli chcemy dobrze odżywiać nasze zwierzęta, to musimy tę sztukę opanować. Dlatego to raczej nie był ostatni wpis serii „Jak czytać etykiety karm?” 😉
Ściskam, Kasia